Słów
brakuje. Czemu? Słoneczna niedziela, 0 śniegu, pełno uśmiechów i do
obrzydzenia miłych słów. Nikt nie kurwuje nad uchem, nie wytyka błędów,
nie dopierdala. A ja co? Siedzę w dresie, wyszczerzona i spokojna,
wpychając w siebie słodycze i myślę, że pustka zapełni się sama.
Idealnie? Co za szajs. I powtarza się już nie tylko w niedzielę.
Niezależnie od dnia i wewnętrznego rozpierdolenia trzeba przykleić
uśmiech na twarz i najlepiej udawać, że wszystko w porządku i nic się
nie dzieje. Nic nie jest w porządku. Im bliżej, tym gorzej. Tym bardziej
wszystko staje się pogmatwane, nie do zniesienia i przytłacza. Aż
człowiek chce wykopać dół i zejść na samo dno. Zaraz.. przecież to już
takie dno, że od dołu nikt nie puka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz